Z ich dnia słucham playlisty do dziś. Mieszanka techno, popu, romantycznych łzawych kawałków i nowe odsłony starych piosenek, przy których przeżywałam pierwsze miłości. Ich dzień miał być zwariowany z założenia. Planowali szybki ślub w Urzędzie a potem imprezkę dla przyjaciół w ogródku przy grillu i piwie. I zapewne było by tak samo zjawiskowo. Bo tu nie chodzi zupełnie o miejsce ani wystrój. Tu chodzi o NICH. Totalnie w sobie zakochanych, a przecież są ze sobą już od ponad 10 lat. Niesamowicie szczęśliwych dlatego, że mogą być ze sobą. A przy tym wszystkim też tak bardzo ciekawych, nietuzinkowych, wesołych i łaknących życia.
Kiedy przekroczyłam próg ich domu to już wiedziałam, że to są moi ludzie ;) I tak było. Czułam się jak część tego niesamowitego święta. Dzięki temu ich zdjęcia ślubne są niewymuszone i szczere. Są ich i dla nich. Oto opowieść ślubna Oli i Tomka.